3 sekrety świąt Bożego Narodzenia

Zdradzę Wam drugą największą tajemnicę związaną ze świętami. Pierwszą wszyscy znamy — prezentów nie przynosi święty Mikołaj. A druga jest taka, że… święta są stresujące i wiele osób ich nie lubi.

Joanna Piekarska
Notatki terapeutyczne

--

Nie lubi? Jak to, nie lubi? Ale przecież choinka, magia świąt! Wyjątkowa atmosfera! Przecież powinno się je lubić. To taki rodzinny czas. Jak ktoś nie lubi, to znaczy, że jest dziwny… Takie i podobne przekonania często mamy w głowach.

Ale wiecie co? Można to sobie odpuścić. Tak właśnie, to wszystko:

Bardzo dobrze pamiętam taki grudzień, kiedy odbywałam staż w klinice psychiatrycznej. Zapamiętałam to tak wyraźnie dlatego, że już od pierwszych dni miesiąca wisiało w powietrzu coś ciężkiego jak ołów. Napięcie. Lęk. Poczucie niepasowania do świata i związany z nim wstyd. Smutek albo i rozpacz. Można by powiedzieć, że w takim miejscu musi być od podobnych uczuć aż gęsto i że to normalne. Do pewnego stopnia — tak. Ale wierzcie mi, w grudniu było dużo bardziej gęsto od smutku i napięcia, niż bywało kiedy indziej. I bardzo dobrze pamiętam ulgę, której wszyscy tam doświadczali, gdy podczas różnych zajęć terapeutycznych poruszaliśmy temat stresu związanego z nadchodzącymi świętami.

Kiedy okazywało się, że wiele osób obawia się świąt i rodzinnych spotkań, że niektórzy nie mają wcale ochoty wychodzić na święta do domu, a inni trochę święta lubią, a trochę się boją — to niemalże dało się słyszeć takie kolektywne: „uuuuff”. Można było przestać udawać, że zbliżająca się wigilia budzi wyłącznie przyjemne uczucia. I, paradoksalnie, poziom stresu od razu się obniżał. Te pokłady energii, które szły w podtrzymywanie „wersji oficjalnej”, zostawały uwolnione i można było je bardziej twórczo wykorzystać. Na przykład na zastanowienie się, jak uczynić święta mniej stresującymi.

Ktoś mógłby się oburzyć, że grupa osób, o której piszę, jest zupełnie niereprezentatywna dla naszego społeczeństwa i wyciąganie szerszych wniosków na podstawie takich obserwacji jest nieuprawnione. Może po części tak. Jednak po pierwsze — w klinikach psychiatrycznych leczą się ludzie tacy jak my wszyscy, którzy akurat znaleźli się w silnym kryzysie, i tak samo jak osoby nieprzebywające w szpitalu czegoś pragną, czegoś się boją, kogoś kochają, do czegoś dążą i mogą dać innym dużo dobrego. A po drugie — w takim miejscu raczej się nie udaje. Opuszcza się gardę, bo nie ma już sił, by dłużej coś grać przed ludźmi. Można być autentycznym.

To, że święta budzą dużo napięcia, obserwuję z grubsza wszędzie. Słucham o tym w gabinecie, ale tak samo — rozmawiając ze znajomymi czy z rodziną albo przyglądając się przedświątecznej gorączce w sklepach, u fryzjera i w warsztacie samochodowym. I obstawiałabym, że przeważnie pewnie jest tak, że trochę się na święta cieszymy, a trochę się ich obawiamy. Trochę je lubimy, a trochę nie. Że chcielibyśmy jednocześnie, by były kameralne i rodzinne, spokojne i pełne radosnego zamieszania, wypełnione spotkaniami i spędzone w zadumie nad tym, co ważne. Pogodzić to wszystko nie sposób, ale może można spróbować zaakceptować mieszane uczucia i sprzeczne pragnienia. I to, że nie będzie idealnie.

Myślę, że za dużą część świątecznego stresu odpowiadają nasze oczekiwania:

Że tym razem będzie cudownie. Że wszyscy się z wszystkimi pojednają. Że może tym razem nikt nas nie zapyta, kiedy sobie kogoś znajdziemy. Że tym razem syn oznajmi, że ma dziewczynę. Że wszyscy będą zadowoleni i szczęśliwi. Że nie będzie konfliktów. Że wszyscy będą zgodnym chórem śpiewać kolędy i w dodatku nie fałszować.

fot. Mike Arney

Mam w tej sprawie dwie wiadomości: dobrą i złą. Zła jest taka, że pewnie tak nie będzie. A dobra taka, że to nie musi nam przeszkodzić w satysfakcjonującym przeżyciu tego czasu, bo nadal wiele zależy od nas. Co można zrobić, by zwiększyć szanse na nieidealne, ale wystarczająco dobre święta? Trochę już o tym pisałam dwa lata temu, ale zasadniczo to najpierw pomyśleć:

Co jest dla mnie ważne, a co najważniejsze?

A co ważne tylko trochę?

Co z moich okołoświątecznych pragnień chcę koniecznie zrealizować, a co mogę odpuścić albo zorganizować w prostszy sposób, by aż tak się nie zmęczyć?

Kiedy zadbamy też o siebie i nie będziemy przeciążeni, łatwiej dogadamy się z bliskimi. A wtedy nasze szanse na poświąteczne zadowolenie zamiast rozczarowania znacząco wzrosną.

P.S. Zapomniałabym - obiecałam zdradzić jeszcze jeden sekret. Trzeci sekret jest taki: idealne rodziny nie istnieją. Niech Wam nie będzie głupio przed innymi, że takiej nie macie. Nikt nie ma.

--

--

Psychoterapeutka i dziennikarka, związana zawodowo z Pracownią Dialogu w Warszawie