Czy do terapeuty można iść po wsparcie w trudnej sytuacji?
Czy to, że przeżywamy dużo silnych uczuć, to wystarczający powód by sięgnąć po pomoc terapeutyczną? I czy wsparcie to już terapia? A może terapia powinna dawać przede wszystkim wsparcie?
Cała ta sprawa z psychoterapią wspierającą, nazywaną też podtrzymującą, nie jest jasna. Większość psychoanalityków pewnie powiedziałaby, że nie ma czegoś takiego, albo że to nie ma sensu. Samo wsparcie — to się kłóci z ambitnymi założeniami psychoanalizy o dogłębnym poznaniu samego siebie. Ale jak to często bywa, teoria teorią, a życie życiem. Do gabinetów terapeutycznych zgłaszają się osoby, które są w bardzo trudnej sytuacji życiowej, w dużym kryzysie, i niekoniecznie chcą i są w stanie pracować nad zrozumieniem głębszych przyczyn. Potrzebują pomocy w tym, żeby przetrwać. Emocjonalnie, a czasem i fizycznie — jeśli jest na tyle trudno, że nie chce się żyć. To mogą być różne sytuacje — ciężka choroba zagrażająca życiu, silny kryzys emocjonalny po zakończeniu związku, doświadczanie mobbingu w pracy, nasilony i trwający od dawna konflikt w rodzinie, bycie poszkodowanym w wypadku… Różne okoliczności życiowe mogą nas doprowadzić na skraj załamania nerwowego. I często to nie jest możliwe, żeby w takich okolicznościach zagłębiać się mocniej w siebie. Trzeba znaleźć sposoby, które pomogą przeżyć.
W takiej sytuacji terapeuci proponują zwykle interwencję kryzysową, która obejmuje kilka spotkań, lub, jeśli to nie jest nagła sytuacja, a coś bardziej długotrwałego, właśnie terapię wspierającą albo udział w grupie wsparcia. W nagłym kryzysie, nazywanym przez psychiatrów „zaburzeniami adaptacyjnymi”, niektórzy trafiają też na oddziały psychiatryczne. Ale jeśli nie jest aż tak źle, jakoś dajemy radę wstać z łóżka i zrobić to, co niezbędne, a mimo to bardzo nam ciężko, przeżywamy masę silnych, trudnych uczuć i zdarzają się momenty, gdy czujemy, że dłużej nie damy rady? Wtedy dobrze jest umówić się na konsultację z terapeutą albo poszukać grupy wsparcia właśnie. Powstaje ich coraz więcej, także tych nieodpłatnych — warto poszukać w swojej okolicy.
Czym taka terapia wspierająca będzie się różniła od „klasycznej”? Można by powiedzieć, że każda terapia powinna dawać wsparcie, inaczej co to za terapia… Zresztą często spotykane wyobrażenie o psychoterapii jest takie, że polega na słuchaniu, podawaniu chusteczek i powtarzaniu, że wszystko będzie dobrze. Słuchanie macie gwarantowane, po chusteczkę raczej trzeba będzie sięgnąć samemu, a powtarzanie bezużytecznych banałów to już w ogóle nie wchodzi w grę... Tak, każda psychoterapia powinna dawać wsparcie, ale jak uczy znana psychoanalityczka Martha Stark, dobra „klasyczna” terapia to optymalnie połączenie wsparcia i wyzwań. W terapii wspierającej tych wyzwań będzie zdecydowanie mniej. Terapeuta nie będzie „drążył”, dociekał głębokich przyczyn problemów, będzie też unikał konfrontacji.
Dla kogoś, kto nie jest w poważnym kryzysie i dużym rozchwianiu emocjonalnym, taka pomoc nie będzie skuteczna, bo zabraknie wyzwań właśnie. Ale komuś, kto jest w naprawdę dużym dołku, będzie to bardzo pomocne. Samo to, że będzie uważnie słuchany, bez przerywania, ocen i dobrych rad, już będzie cenne. Nie wierzycie? To spróbujcie w swoim codziennym życiu znaleźć kogoś, kto w taki sposób słucha…
W teorii psychoanalitycznej istnieje również takie pojęcie jak „kontenerowanie” uczuć. Chodzi o to, że czasem przeżywamy tak dużo silnych uczuć, że nie jesteśmy w stanie ich w sobie pomieścić, przetworzyć, poradzić sobie z nimi. Wszyscy znamy takie osoby, z których uczucia niekiedy aż się „wylewają”, i w trudnej sytuacji z każdym z nas może tak się dziać. Wtedy potrzebny jest ktoś, kto może przyjąć te uczucia i pomóc nam sobie z nimi poradzić, ma w sobie taką metaforyczną przestrzeń czy pojemność na uczucia. Poznamy to po tym, że po rozmowie z taką osobą odczujemy ulgę — zupełnie inaczej, niż po rozmowie z koleżanką, która słuchając nas przez pięć minut, trzy razy sprawdziła maile w telefonie i ledwo na nas spojrzała.
Kiedy przeżywamy dużo trudnych i silnych uczuć, a jednocześnie jesteśmy wsparciem dla bliskiej osoby, która zmaga się np. z nowotworem, i w dodatku mamy stresującą pracę albo małe dziecko — może być tych uczuć dla nas zwyczajnie za dużo. Więcej, niż jesteśmy w stanie sami ogarnąć. I czasem terapeuta będzie występował właśnie w roli kogoś, kto „pomieszcza” ten nadmiar uczuć i w ten sposób pomaga nam je przetworzyć. Tak, by były do zniesienia.
Podsumowując — czasem terapia wspierająca może być bardzo pomocna. I niekoniecznie trzeba mieć konkretny problem „ze sobą”, żeby zgłosić się do terapeuty. Życie niesie wiele trudnych sytuacji i czasem trzeba sięgnąć po pomoc, żeby przetrwać w jednym kawałku. Wtedy nie pora na ambitne cele i głęboką zmianę osobowości. Wtedy pora na zapewnienie sobie tego, co da oparcie i pomoże odzyskać trochę gruntu pod nogami. Na zatroszczenie się o siebie.
A następny wpis na blogu https://notatkiterapeutyczne.pl/ już w najbliższy czwartek!