Granice w związku — dlaczego są takie ważne?

Granice to podstawa. Bez nich nie ma poczucia bezpieczeństwa, tożsamości, zdrowego poczucia odpowiedzialności. Dobra relacja jest możliwa, gdy znamy swoje granice i potrafimy je sobie nawzajem komunikować. A więc — jak to zrobić?

Joanna Piekarska
Notatki terapeutyczne

--

Zacząć pewnie trzeba od rozmowy o tym, na co się w ogóle umawiamy. W popularnej komedii „Nigdy w życiu” główna bohaterka Judyta, która właśnie weszła w związek, mówi do przyjaciółki:

Już wszystko ustaliliśmy. Żadnych kłamstw. On nie będzie dotykał mojego komputera, a ja nie będę ruszała jego maszynki do golenia, chyba że moje nożyki się skończą. I mogę nosić jego zieloną koszulę, zresztą i tak ja w niej lepiej wyglądam.

Z pozoru ta wypowiedź jest o drobiazgach, w istocie — dotyczy właśnie granic.

Przed wejściem w szczegóły dobrze jest najpierw porozmawiać o tym, czego oczekujemy od związku i od siebie nawzajem i na co możemy się umówić. Bo w związku, tak jak w terapii, ta początkowa umowa jest istotna. Dzięki niej wiemy, na co możemy liczyć, i czujemy się bezpiecznie. Taka klarowność sprzyja zaufaniu i rozwojowi relacji. Ustalenie takich szczegółów, jak choćby to, gdzie jest w domu “moja”, a gdzie “twoja” przestrzeń (biurko, fotel, półki w szafie itp.), jest ustalaniem granic. Najpierw tych fizycznych, potem też psychologicznych.

Granice fizyczne

Są bardzo istotne dla poczucia bezpieczeństwa. Od kilku dni obserwuję sytuację, która dobrze to ilustruje: ulica, którą często chodzę, jest remontowana i poszerzana. Z tego powodu mieszkańcy zostali zmuszeni do zburzenia części płotów oddzielających ich działki od ulicy. Przechodząc tamtędy o różnych porach dnia, widzę zaniepokojonych mieszkańców krążących po ogródkach, chowających rzeczy z podwórka, z niezadowoleniem przyglądających się rozkopanej drodze. Remont, który naruszył fizyczne granice ich posesji, powoduje także dyskomfort psychiczny.

Granice psychologiczne

Jest trochę trudniej je rozpoznać, bo często nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Żeby było ciekawiej — przeważnie są indywidualne, dla każdego trochę inne, choć część z nich może być też kulturowa. Jednej osobie przeszkadza przekładanie jej rzeczy, inna dostaje białej gorączki, gdy ktoś komentuje jej wybory żywieniowe. Granice wynikają z tego, że drugi człowiek jest inny i odrębny od nas. W początkowa fazie związku, gdy jesteśmy zakochani, wydaje się, że on jest taki jak ja, ona lubi dokładnie to samo… Z czasem zaczynamy być bardziej odrębni i wtedy wyraźniej komunikujemy granice. W ich rozpoznawaniu najbardziej pomocna jest złość. Kiedy coś nas złości, to często jest znak, że ktoś narusza nasze granice. Warto być na to uważnym.

4 etapy rozwoju relacji

Gdyby spojrzeć na to, jak kształtują się granice, można wyodrębnić cztery etapy relacji:

  1. Początkowe zakochanie. Wtedy wydaje nam się, że jesteśmy tacy sami. To samo lubimy, podobnie chcemy spędzać wakacje. Podoba nam się wszystko, co podoba się jej czy jemu. Wyrazem tego może być np. wybieranie pasujących strojów na narzeczeńską sesję zdjęciową, aby podkreślić, że jesteśmy “z tej samej bajki”. Na tym etapie bardzo mocno utożsamiamy się z ukochaną osobą i nie widzimy świata poza nią.
  2. Pojawienie się różnic. Po jakimś czasie miłosnej idylli zaczynamy odkrywać, że wprawdzie mamy wiele wspólnego, ale też wiele nas dzieli. Często na tym etapie przechodzimy kryzys. Jest to niezbędne, żeby zbudować zdrową i dojrzałą relację. Okazuje się, że jesteśmy inni i to ogromnie trudne do zaakceptowania. Próbujemy zmieniać siebie nawzajem, bo odmienność wydaje się zagrażająca. Wiele par rozstaje się właśnie na tym etapie.
  3. Rozczarowanie i rezygnacja. Uznajemy, że jesteśmy inni i staramy się wytłumaczyć sobie, że to nie ma aż tak dużego znaczenia i że trzeba się z tym pogodzić. Porozumienie nie zawsze jest możliwe i coraz częściej nawet nie próbujemy go szukać. Niech on sobie jedzie na wakacje na ryby, a ja na obóz biegowy, skoro nie umiemy się dogadać…
  4. Akceptacja. Jeśli przebrniemy przez dwa trudne środkowe etapy, możemy osiągnąć ostatni. Wtedy potrafimy uznać, że jesteśmy inni i to niesie ze sobą zarówno zagrożenia, jaki możliwości. Zaczynamy doceniać odrębność i inność partnera. Staramy się wypracowywać wspólne rozwiązania tam, gdzie to konieczne, ale nie mamy potrzeby zgadzania się we wszystkim i robienia wszystkiego wspólnie. Akceptujemy różnice, a jeśli dobrze pójdzie, nauczymy się też postrzegać je jako dar.

Co się dzieje, kiedy w związku nie ma granic?

Kiedy zatrzymujemy się na pierwszym etapie, może się zatrzeć nasza indywidualność. Tak stało się w przypadku Maggie, bohaterki filmu „Uciekająca panna młoda”, która nie wiedziała, w jakiej postaci lubi jeść jajka. Zawsze jadła takie, jakie preferował jej aktualny narzeczony. Jeśli jesteśmy jak Maggie, możemy mieć poczucie, że istniejemy wyłącznie w relacji, gdy jesteśmy „sklejeni” z kimś. Po zakończeniu związku natychmiast wchodzimy w kolejny, często bez zastanowienia. Taka relacja nie jest oparta na równowadze, bo potrzebujemy drugiej osoby, by żyć. Taka miłość wyraża się w słowach: “Kocham cię, bo cię potrzebuję” — w odróżnieniu od dojrzałej miłości, która mówi: “Potrzebuję cię, ponieważ cię kocham”. To musi prowadzić do kłopotów. Prędzej czy później któreś z nas poczuje, że się dusi i potrzebuje więcej przestrzeni… a to może się skończyć rozstaniem.

Co się dzieje, kiedy granice są sztywne?

Kiedy granice są nieprzepuszczalne, to oznacza, że w relacji jest bardzo dużo lęku — że obawiamy się odsłonić, zaufać drugiej stronie, pokazać swoje słabości. Dobrym przykładem może być kobieta, którą kiedyś spotkałam. Ta pani od piątej rana do dwudziestej trzeciej chodziła w pełnym makijażu: partner nigdy nie widział jej bez niego! Także ten rodzaj granic grozi rozpadem więzi, która budowana jest w pewnym sensie na połowie prawdy o nas. Oczywiście, na tej “lepszej” połowie, której nie obawiamy się pokazać.

Co się dzieje, kiedy granice są „dziurawe”?

Dziurawe granice oznaczają, że nie jesteśmy spójni w tym, na co się zgadzamy, a na co nie. Prowadzą do silnych konfliktów, bo jesteśmy nieprzewidywalni: w dwóch podobnych sytuacjach możemy zachować się zupełnie inaczej. Trudno wtedy czuć się bezpiecznie i mieć do siebie nawzajem zaufanie. Może pojawić się agresja. Prowadzi to do złości, oddalenia partnerów od siebie i utraty więzi.

Najlepiej jest, kiedy granice są silne i elastyczne jednocześnie. Kiedy dobrze samych siebie znamy, możemy ze spokojem mowić “tak” albo “nie” zależnie od naszych aktualnych potrzeb i samopoczucia. Potrafimy też szanować granice innych. Tylko w takich warunkach oboje partnerzy mogą być sobą i wspierać się w rozwoju. W relacji jest dużo zaufania i staje się ona z czasem coraz silniejsza i coraz bardziej satysfakcjonująca.

Dobry związek potrzebuje też granic zewnętrznych: między parą a resztą świata.

Dlatego tak wiele konfliktów powoduje mieszkanie z rodzicami. Granice zewnętrzne dotyczą właśnie rodziców, teściów, dzieci, przyjaciół, pracy. Muszą istnieć, żeby partnerzy czuli się dla siebie nawzajem ważni. Jeśli drugi raz w tym tygodniu biegnę na pomoc koleżance, która potrzebuje pomocy przy dziecku, a zapominam, że mąż kiepsko się ma i planowaliśmy spędzić razem wieczór, to jak on się poczuje? W określeniu tych granic pomocne może być określenie priorytetów i ustalenie, co jest ważne, a co ważniejsze.

Kiedy nie odmawiamy…

Jasnym wyrazem naszych granic jest zgadzanie się i odmawianie. Odmawianie często jest trudne — świadczy o tym ciągła popularność warsztatów uczących asertywności — ale nieodmawianie szkodzi relacji. Powoduje, że nadużywamy siebie, żeby ktoś był zadowolony. Wtedy rodzi się w nas złość i niechęć wobec tej osoby. Trudno, żeby w związku było dobrze, jeśli oboje jesteśmy pełni takich uczuć.

Równie szkodliwa może być druga skrajność, czyli budowanie bardzo sztywnych granic i ciągłe odmawianie. Jeśli nie jesteśmy gotowi czasem zdobyć się na trochę wysiłku na rzecz związku, to szybko może się okazać, że nasza więź jest czysto formalna...

A więc najlepiej by było znaleźć złoty środek. Zanim się to uda, wiele razy się pomylimy, potkniemy, cofniemy o krok i zaczniemy od nowa. Bo błędy to nie problem. Chodzi o to, co się z nimi potem robi.

Wpisy na blogu notatkiterapeutyczne.pl publikuję co czwartek. Jeśli nie chcesz przegapić kolejnych tekstów, polub moją stronę na facebooku.

--

--

Psychoterapeutka i dziennikarka, związana zawodowo z Pracownią Dialogu w Warszawie